środa, 2 stycznia, 2008r.

publikacja 02.01.2008 06:56

Hau, Przyjaciele!
Moje marzenia się nie spełniły i rodzina wróciła do normalnego trybu życia. Dzieci wcześnie wstały, Kuba wybiegł ze mną pospiesznie i - jak zwykle popędzał- bym zbyt wolno nie szedł, nie wąchał z zainteresowaniem pozostawionych wokoło fascynujących śladów. A gdy wszyscy wyszli- zostałem sam i starym psim zwyczajem postanowiłem wykorzystać ten czas na sen. A jednak potem nic już nie było jak zawsze. Paulina po powrocie była w kontakcie telefonicznym z mamą. Tak odkurzała, jakby zbliżały się kolejne święta. Rodzice dosyć szybko wrócili z pracy. Zaczęła się tajemnicza krzątanina. Nieustannie powtarzano wyraz "kolęda". Wszyscy sąsiedzi wyglądali na korytarz, rozmawiali, nasłuchiwali. Dlatego ja podnosiłem nieustanne alarmy, bo zdawało mi się, że obcy się zbliżają. Tymczasem w furtce stanęli znani mi doskonale ministranci, odwiedzili panią Marię i nas, a potem poszli do Łukasza. Za nimi wędrował mój przyjaciel- ksiądz Wojtek. Nie wiem, dlaczego ta "kolęda" była taka ważna? Bo nagle wszyscy modlili się na kolanach? Bo dom pokropiono wodą? Bo ksiądz był jakiś uroczysty i niezwyczajny? No cóż, są sprawy, które przekraczają psi umysł. Cześć. Tobi.


  • Poprzednie dni:.