Humor rzecz poważna

Franciszek Kucharczak

|

MGN 02/2011

publikacja 14.01.2011 14:18

Gdy w starożytnym Rzymie męczono za wiarę św. Wawrzyńca, ten, przypalany na żelaznej kracie, miał żartować: „Obróćcie mnie na drugi bok, bo z tej strony już się dobrze przysmażyłem”. Humor w takiej sytuacji? Czy to możliwe? Tak – z łaską Bożą.

Humor rzecz poważna Jan Paweł II często droczył się z tłumem. Skandowanie: „Niech żyje papież” przekręcił na: „Niech żyje łupież”. Gdy ludzie witali go okrzykiem: „Witaj w Licheniu”, twierdził, że to „Witaj, ty leniu”. Na zdjęciu papież w 1999 roku w Wadowicach wspomina z uśmiechem swoją młodość. To wtedy wypowiedział słynne zdanie: „Po maturze chodziliśmy na kremówki” EAST NEWS/WOJTEK LASKI

Thomas More był osłabiony długim pobytem w więzieniu. Nie miał dość sił, żeby wejść na szafot, na którym czekał kat z toporem. Wyciągnął rękę do ofi cera. – Kawalerze, podaj mi rękę. Z zejściem sam sobie poradzę – zażartował. Stojąc już na podwyższeniu, zwrócił się do zebranych: „Umieram, oddany Bogu i królowi, ale Bogu przede wszystkim”. Odmówił modlitwę „Zmiłuj się nade mną, Boże”, a potem uścisnął kata. – Bądź dzielny, ja się nie boję, ale ty uważaj, bo mam bardzo krótką szyję. Tu idzie o twój honor – powiedział osłupiałemu oprawcy. Gdy położył głowę na pniu, zauważył, że przygniata swoją długą brodę, która wyrosła mu w więzieniu. Oswobodził ją więc ze słowami: „Utnijcie mi głowę, ale nie brodę, bo ona nie popełniła zdrady”.

ŁASKA HUMORU
Tak odchodził do nieba kanclerz Królestwa Anglii, który odmówił posłuszeństwa królowi, gdy ten odmówił posłuszeństwa Bogu. Nie zgodził się złożyć przysięgi Henrykowi VIII jako  głowie Kościoła Anglii. Zapłacił za to głową, ale prócz niej nie stracił niczego, nawet – jak widać – dobrego humoru. Zyskał za to aureolę, bo Kościół ogłosił go świętym. Żarty w obliczu śmierci to rzecz niebywała i bez łaski Bożej niemożliwa. Ale też o łaskę humoru święty Thomas More nieraz prosił Boga. Sam ułożył modlitwę, w której są słowa: „Panie, obdarz mnie zmysłem humoru. Daj mi łaskę rozumienia się na żartach, abym zaznał w życiu trochę radości, a i innych mógł nią obdarzać”.

NIE UFAJ FILIPOWI
Święci na obrazach i figurach rzadko się uśmiechają, ale to dlatego, że nie oni te obrazy malowali i nie oni rzeźbili figury. Sami najlepiej wiedzieli, jaką radość daje świadomość, że się żyje zgodnie z wolą Boga. Wiedzieli, że kto ma kłopoty z radością, to znaczy, że ma kłopoty ze świętością. „Od fałszywej pobożności i świętych, którzy mają smutne miny, ocal nas, Panie” – modliła się święta Teresa z Avila. A św. Franciszek Salezy mawiał: „Święty smutny to smutny święty”. A i on przedstawiany jest z poważną miną. Ba! Na wizerunkach poważny jest nawet św. Filip Nereusz, choć uchodzi za jednego z najweselszych świętych. W pełni zasłużył na tę opinię. Kawały trzymały się go nieustannie. Gdy witał się ze znajomymi, zamiast tylko uchylić kapelusza, miał zwyczaj zamieniać się z nimi nakryciami głowy. Czasami też, ni z tego, ni z owego, szturchał kogoś pięścią. – To nie dla ciebie – wyjaśniał z szelmowskim uśmieszkiem. – To dla złego, którego chcę z ciebie wypędzić. Św. Filip przebierał się dla kawału w różne dziwne stroje, a kiedyś nawet ogolił sobie tylko połowę twarzy. Wcale jednak nie był lekkoduchem. Miewał stany mistyczne, w których zatapiał się w Bogu. Ale i to nie przeszkadzało mu zwracać się nawet do Boga nieco żartobliwie. „Panie, nie ufaj Filipowi” – to jego ulubiona modlitwa. Wiedział, co robi. „Bóg jest pełen radości, dlatego diabeł ucieka przed prawdziwą radością” – mawiał.

BRZYDKI, ALE WESOŁY
Kto ma prawdziwą radość, przede wszystkim umie śmiać się z siebie. Znakomity był w tym błogosławiony Angelo Roncalli – Jan XXIII. Po wyborze na papieża usłyszał, jak jakaś kobieta zawołała: „Jaki on gruby i brzydki!”. Papież uśmiechnął się i powiedział: „Droga pani, konklawe to nie konkurs piękności”. Nieco później, podczas sesji fotograficznej, westchnął: „Gdyby Bóg wiedział, że mam być papieżem, na pewno uczyniłby mnie bardziej fotogenicznym”. Żarty, rzecz jasna, trzymały się go również wcześniej. Dzięki nim radził sobie w sytuacjach krępujących. Jako nuncjusz apostolski w Paryżu musiał bywać na imprezach z udziałem dyplomatów i ich żon. Mówiono, że kiedyś spotkał nadmiernie wydekoltowaną panią, i podał jej jabłko. – Proszę zjeść, nalegam – powiedział.  – Dlaczego? – zdziwiła się dama. – Bo Ewa po zjedzeniu jabłka zorientowała się, że jest naga. Gdy został patriarchą Wenecji, mieszkańcy miasta zorganizowali mu wspaniałe przyjęcie. Płynął gondolą, otoczony wiwatującymi tłumami. Nagle przelatująca mewa pobrudziła jego kardynalski płaszcz. Powstała niezręczna sytuacja. Ale Roncalli, niezrażony, spojrzał w niebo i zauważył: „Jakie to szczęście, że krowy nie fruwają”. Gdy już był papieżem, zapytano go, ile osób pracuje w Watykanie. – Mniej więcej połowa – odpowiedział.

MOJA ŚWIĄTOBLIWOŚĆ
Każdy, kto pamięta Jana Pawła II, wie, że i jego humor nie opuszczał. Gdy po zamachu leżał w klinice Gemelli, lekarz zapytał go: „Jak się wasza świątobliwość czuje?”. – Nie wiem, jeszcze nie czytałem gazet – uśmiechnął się z łóżka. Innym razem zakonnica z otoczenia papieża powiedziała mu: „Martwimy się o waszą świątobliwość”. Papież na to: „Ja też się martwię o moją świątobliwość”. Gdy Jan Paweł przechodził obok stojących na baczność i z poważnymi minami Szwajcarów, czasem ciągnął ich za guziki albo inne elementy stroju, żeby ich trochę rozśmieszyć. „Zawsze mu się to udawało – wspominał jeden z gwardzistów watykańskich. Nie jest niczym dziwnym, że święci tryskali humorem. Dziwne byłoby, gdyby było inaczej. „Gdy Pan odmienił los Syjonu, wydawało się nam, że śnimy. Usta nasze były pełne śmiechu, a język śpiewał z radości” – pisze autor Psalmu 126. Kto zbliża się do Boga, staje się szczęśliwy. Czyli ma powód do radości. A kto ma powód do radości, ma też powód do śmiechu. Śmiech świętego jednak tym różni się od „światowego” rechotu, że nie rani, tylko leczy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.