Ciesz się! Idziesz do góry

Rozmawiał Franciszek Kucharczak

|

MGN 06/2018

publikacja 17.05.2018 12:06

O codziennych zwycięstwach, prawdziwym mistrzostwie i prawdziwym Mistrzu rozmawiamy z ojcem Leonem Knabitem, benedyktynem z Tyńca.

Ciesz się! Idziesz do góry Damian Klamka /East News

Mały Gość: Zbliżają się mistrzostwa świata w piłce nożnej. Grał Ojciec w futbol?

O. Leon Knabit: Raczej w siatkówkę. W piłkę nożną też, ale tylko trochę. Zwłaszcza w podstawówce. Na ogół futbol nie bardzo mnie interesuje, ale gdy grają nasi, niech, nie daj Boże, usiądę przed telewizorem czy komputerem, to siedzę do końca i nawet się trochę pasjonuję.

Czyli kibicem piłki nożnej Ojciec bywa, ale mistrzem w niej nigdy nie był?

No nie, nawet nie próbowałem. To nie była moja dziedzina.

A było coś takiego, niekoniecznie sportowego, w czym Ojciec był mistrzem?

W nauce byłem nie najgorszy, w śpiewaniu też. W seminarium duchownym też byłem raczej w pierwszej trójce – czyli byłem na podium.

Czy to dobra rzecz – chcieć być na podium?

Nie wszyscy przecież tam mogą być, a każdy chyba chce. Święty Paweł mówi: „Czy nie wiecie, że gdy zawodnicy biegną na stadionie, wszyscy wprawdzie biegną, lecz jeden tylko otrzymuje nagrodę? Tak biegnijcie, abyście ją otrzymali” (1 Kor 9,24). On, jak widać, orientował się w sporcie, bo od czasu do czasu ma w swoich listach porównania z tej dziedziny.

No właśnie: Paweł mówi, że jeden zwycięży, a jednocześnie, że wszyscy mamy chcieć zwyciężyć.

Tak jest. Kiedyś jedna z naszych wicemistrzyń w skoku wzwyż pogratulowała szczerze zwyciężczyni. To piękna rzecz – umieć cieszyć się z sukcesu innych ludzi. Tu nam pomaga religia – Jezus jest w każdym, więc jeśli Pan Jezus zwyciężył w niej, a nie we mnie, to w czym problem?

To komu Ojciec kibicuje podczas mistrzostw? Ja się modlę w czasie mistrzostw w piłce nożnej: „Panie Boże, daj, żeby zwyciężyli lepsi”. Żeby nie było tak, że jacyś zawodnicy grają jak patałachy, a w ostatniej chwili strzelają dwa gole i zwyciężają – choć cały czas prowadzili przeciwnicy, wspaniali gracze. Kiedyś, gdy grała Polska z Włochami, ktoś zapytał papieża Jana Pawła II, komu kibicuje. A on na to: „To jest moja tajemnica”.

Co z tymi, którzy ciężko pracują, żeby zostać mistrzami, ale im nie wychodzi?

Powiedzmy, że podczas mistrzostw świata zdobywasz szóste miejsce, ale w Polsce jesteś rekordzistą.

Co to znaczy?

Jeszcze się na mistrza świata nie nadajesz, ale w Polsce idziesz do góry. I ciesz się z tego.

To taki minimistrz?

Każde osiągnięcie, zrobienie czegoś dziś lepiej niż wczoraj to takie minizwycięstwo. Jesteś wtedy minimistrzem w stosunku do siebie samego. Warto jednak pamiętać, że to Pan Bóg daje siłę, umiejętności. Natomiast Pan Bóg nie daje dopingu. To jest świństwo uczynione sobie samemu, kibicom i współzawodnikom. Tak nie wolno. Pytanie, co jest celem: wysiłek, praca nad sobą, opanowanie czy sukces? Czasem, grając fair play, świadomie rezygnuje się ze zwycięstwa, żeby pomóc komuś, komu się nie powiodło, kto miał wypadek losowy. Pamiętam taką sytuację, w której lider wyścigu zatrzymał się, żeby pomóc koledze. Wskutek tego zdobył drugie miejsce, a nie pierwsze, ale potem otrzymał nagrodę fair play.

Ale są i tacy, którzy nie mają szans także na drugą pozycję, a nawet na żadne miejsce w zawodach, bo są na przykład sparaliżowani. Co z ich mistrzostwem?

Słyszałem o takim człowieku, do którego ludzie przychodzili, „bo to był święty człowiek”. Miał jakieś pogodne podejście do swojej choroby. Życzliwie przyjmował pomoc – a niektórzy tego nie umieją. Kto ma dobry kontakt z Panem Bogiem, ten nieraz zdrowych prowadzi. Taki chory człowiek może być mistrzem zdrowego. Ale to jest mistrzostwo innego gatunku: Pan Jezus powiedział wyraźnie: „Ja jestem waszym mistrzem”. To jest mistrzostwo zaczerpnięte ze źródła, którym jest Bóg. Każdy bierze z niego tyle, ile mu Pan Bóg pozwoli.

Ale my też mamy tu coś do zrobienia? Możemy zasłużyć na takie mistrzostwo?

Chrystus zasłużył przede wszystkim, ale nasza praca jest potrzebna, nasz wkład. Mistrzostwo to 5 procent talentu, a 95 procent pracy.

Czyli każdy może być mistrzem?

Jeśli się komuś stworzy warunki – w każdej dziedzinie, jakiejkolwiek – to choćby człowiek nie mógł chodzić, a ćwiczenia rehabilitacyjne były bardzo trudne i bolesne, ale to przetrwał i zaczął chodzić o lasce (a potem może nawet bez laski), no to jest mistrzem. Są rozmaite gatunki mistrzostwa. Istotna jest motywacja – czy chcę być mistrzem po to, żeby mnie ludzie chwalili, czy żeby być użytecznym, bo na przykład przetarłem drogę innym, którzy uwierzyli, że oni też mogą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.