Podziemny świat

Adam Śliwa Adam Śliwa

|

MGN 09/2017

publikacja 14.12.2017 11:25

Kask na głowę, ciepła kurtka i… zjazd windą w inny świat. A na dole… wszystko się srebrzy.

Kaski są niezbędne. Niektóre chodniki bywają naprawdę niskie i wąskie Kaski są niezbędne. Niektóre chodniki bywają naprawdę niskie i wąskie
henryk przondziono /foto gość

Zabytkowa Kopalnia Srebra w Tarnowskich Górach trafiła właśnie na listę światowego dziedzictwa UNESCO. To 15. taki obiekt z Polski. Musimy to zobaczyć. Wystarczyło 90 minut marszu, rejs łódką i łyk podziemnej wody, by przekonać się, że wpis jest zasłużony.

Od Rybki się zaczęło

Dawno, dawno temu, roku Pańskiego 1490, Jan Rybka jak każdego dnia pracował na swoim polu. W pewnej chwili zahaczył pługiem o skałę. Chciał odrzucić przeszkodę daleko, ale kiedy wziął ją do ręki, błysnęła w słońcu. Okazało się, że to ruda ołowiu. W ciągu kilku lat okoliczne pola zaroiły się kopaczami. Złóż w okolicy było sporo, i co ważne, były łatwo dostępne, bo bardzo płytko położone. Ale nie tylko ołów przyciągał ludzi. Ziemia kryła też cenne srebro. Po 30 latach ludzi było tak wielu, że z okolicznych osad powstało miasto – dzisiejsze Tarnowskie Góry. W XVIII wieku stworzono też kopalnię. Wydobywano z niej ołów, cynk i srebro. Labirynt podziemnych chodników ciągnie się przez 150 kilometrów. To więcej niż odległość z Warszawy do Łodzi. My przeszliśmy tylko 1740 metrów, czyli 1 proc. wszystkich chodników. W plastikowych kaskach, ubrani w ciepłe kurtki, stanęliśmy przed… Aniołem.

Szczęść Boże na dole

Pod ziemię prowadzi pionowy korytarz zwany szybem. Dawniej turystów w głąb kopalni woziła prawdziwa winda górnicza zwana szolą. Teraz przypomina zwykłą windę z wieżowca. Dwa dzwonki, drzwi windy zamykają się i szybem Anioł zjeżdżamy w zupełnie inny świat. „Szczęść Boże” – wita nas na dole uśmiechnięty operator windy. Ruszamy chodnikiem obudowanym cegłą. Pod nogami chlupie woda. Jest wszędzie: spływa po ścianach, kapie ze stropu, w powietrzu jest jej 95 proc. – To dlatego, że otaczają nas dolomitowe skały przepuszczające wodę – tłumaczy pan Paweł Draus, przewodnik ubrany w skórzany fartuch gwarka. Tak nazywano tu górników, którzy kując skałę w chodnikach, szukali żyły srebra. Gdy ją znaleźli, właściciel kopalni płacił im zależnie od wydobycia. – Gdyby nie pompy, kopalnię zalałaby woda – dodaje pan Draus. – Pozbywano się jej też inaczej. Specjalnym kanałem, przez tak zwane sztolnie odwadniające, woda wypływała na zewnątrz. Przefiltrowana przez skały, bardzo czysta, zasilała potem miejski wodociąg.

Czarne ryby

Przekonaliśmy się, że woda z kopalni naprawdę jest czysta. W jednej ze sztolni, zwanej Sztolnią Czarnego Pstrąga, pływają prawdziwe pstrągi, wprawdzie nie czarne, ale… żywe. A nazwa wzięła się stąd, że pierwszy raz zauważono tu ryby, kiedy w sztolni było całkiem ciemno. Wszystkim wydawało się, że są one zupełnie czarne. Dopiero gdy ryby złapano, okazało się, że mienią się srebrem. Idziemy dalej. Korytarz jest coraz węższy i niższy. Co chwila uderzamy kaskami o strop. W mroku widać delikatne ogniki górniczych lampek i słychać stukanie kilofów… Ale to tylko wyobraźnia, której pomagają efekty dźwiękowe. Pracujący gwarkowie nie rozmawiali ze sobą. Wydobywając rudę, nasłuchiwali, czy czasem nie skrzypi drewno podtrzymujące wyrobisko, co ostrzegało przed zawałem. Wiedzieli, że gdy usłyszą ten odgłos, trzeba uciekać ile sił w nogach. Kiedy gwarek trafił w końcu na żyłę srebra, sam ją wybierał i ładował na drewnianą miskę. Ciągnął potem za sobą ładunek ważący nawet 130 kg.

Barbara od górników

Gwarkowie nie mieli maszyn, tylko kilof. Często pracowali w niskich chodnikach, leżąc na płacie skóry zwanym łatą. W tej kopalni koni nie było, a wózki transportowe nie wszędzie się mieściły. Ciężkie wozy pchali najmłodsi, 15-, 16-letni górnicy. Pracowali po 12 godzin dziennie. Tyle trwała szychta, czyli dzień pracy. Kopalnię zamknięto w 1913 roku, ponieważ nie było już czego wydobywać, co wydaje się dość dziwne, bo ściany wciąż połyskują tak, że chciałoby się wziąć kilof i ukruszyć trochę srebra. Jednak to nie takie proste. Aby ruda zmieniła się w błyszczące srebro, trzeba ją wytopić w specjalnym piecu, gdzie temperatura sięga ponad 900 stopni Celsjusza – czyli w kuchni nie da rady. Za szybem wentylacyjnym zwanym Żmiją, który pompuje powietrze do kopalni, wchodzimy w zalany chodnik. Woda sięga tu 80 cm. Na szczęście czekają już na nas wąskie stalowe łodzie. Płyniemy niemal w ciemności. Łódka co chwila ociera się o ściany chodnika. Jeszcze tylko przejście niskim chodnikiem i docieramy do szybu Szczęść Boże. To stąd linami wyciągano srebro na górę. Ze stropu w jednym miejscu ciurkiem płynie woda. Gwarkowie wykuli w skale wielką miskę, dzięki czemu zawsze mieli zbiornik czystej, zimnej i całkiem smacznej wody. Każdy dzień swojej ciężkiej pracy zaczynali przy figurce św. Barbary, prosząc o bezpieczny powrót do domu. Dzwonek windy daje znak, że pora ruszać na powierzchnię.

Co to jest UNESCO?

To część Organizacji Narodów Zjednoczonych. Zajmuje się ochroną wartości, miejsc odziedziczonych po przodkach w zakresie przyrody, kultury, a także praw człowieka i wolności słowa. UNESCO prowadzi listę światowego dziedzictwa, na którą trafiają obiekty ważne dla całej ludzkości. Kandydaturę danego obiektu zgłasza państwo, na którego terenie się znajduje. Lista liczy obecnie 1073 obiekty, w tym 15 z Polski.

Polskie obiekty na liście UNESCO

1. Kopalnia srebra w Tarnowskich Górach. 2. Stare Miasto w Krakowie. 3. Kopalnie soli w Wieliczce i Bochni. 4. Obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau. 5. Stare Miasto w Warszawie. 6. Puszcza Białowieska. 7. Park Mużakowski na granicy Polski i Niemiec. 8. Stare Miasto w Zamościu. 9. Średniowieczny Toruń. 10. Krzyżacki zamek w Malborku. 11. Kościoły Pokoju w Jaworze i Świdniku. 12. Kalwaria Zebrzydowska. 13. Drewniane kościoły w Małopolsce: Binarowa, Blizne, Dębno, Haczów, Lipnica Murowana i Sękowa. 14. Drewniane cerkwie w Karpatach. 15. Hala Stulecia we Wrocławiu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.