Słucham i próbuję zrozumieć

Rozmawiał Piotr Sacha

|

MGN 03/2016

publikacja 12.05.2016 12:45

Listy odbiera codziennie. Wszystkie czyta, a raczej… wsłuchuje się w powierzone problemy. Zawsze odpowiada.

Iza Paszkowska Z zawodu nauczycielka.  Mama czworga dzieci. Babcia pięciorga wnucząt. Uwielbia  wędrować po lasach, górskich szlakach beskidzkich, jeździć na rowerze, zwiedzać ciekawe miejsca, czytać dobre powieści obyczajowe  i historyczne.  Poza tym piecze pyszne ciasta, potrafi zorganizować zabawę dzieciom. Lubi zwierzęta,  a szczególnie psy  i koty. Iza Paszkowska Z zawodu nauczycielka. Mama czworga dzieci. Babcia pięciorga wnucząt. Uwielbia wędrować po lasach, górskich szlakach beskidzkich, jeździć na rowerze, zwiedzać ciekawe miejsca, czytać dobre powieści obyczajowe i historyczne. Poza tym piecze pyszne ciasta, potrafi zorganizować zabawę dzieciom. Lubi zwierzęta, a szczególnie psy i koty.
zdjęcia Henryk Przondziono /Foto Gość

Mały Gość: Ile listów miesięcznie „ogarnia” Iza Paszkowska?

Iza Paszkowska: Zwykle dostaję od 400 do 600 listów miesięcznie. Ale zdarza się, że przychodzi ich nawet 700.

Na wszystkie odpowiadasz?

Tak! Odpowiadam codziennie, zwykle wieczorem. Nieraz list kończy się prośbą, bym na-tych-miast odpowiedziała. Wtedy odpisuję od razu.

A później pytania i Twoje odpowiedzi wpadają na stronę www.malygosc.pl?

Nie wszystkie. Niektóre osoby proszą o dyskrecję. A dyskrecja u mnie zapewniona! Zaledwie kilka listów pojawia się w „Małym Gościu” w rubryce „Kochane problemy”. Tam też nie podaję imienia nadawcy.

A pamiętasz pierwszy list, ten sprzed blisko 18 lat?

To już 18 lat…? (śmiech) Na początku listy przychodziły tylko pocztą tradycyjną. Pani sekretarka pakowała je w redakcji w kopertę i przysyłała do mnie, do domu. Początkowo było ich kilkanaście miesięcznie. W specjalnym zeszycie wszystkie ręcznie przepisywałam, potem skracałam i pisałam odpowiedzi. „Jak pomóc koleżance, która trzęsie się przed każdym sprawdzianem?” – to było pierwsze pytanie do Ciebie. Takie problemy do dziś się powtarzają. Albo: „Jak powiedzieć rodzicom o ocenach na koniec roku?”. I najbardziej alarmujące: „Jak powiedzieć rodzicom, że jestem zagrożony oceną niedostateczną, a wywiadówka jest za dwie godziny?”. (śmiech) Od tamtego czasu wiele się też zmieniło.

Choćby to, że w każdym domu pojawił się internet…

Właśnie. Na przykład ktoś pisze: „Stworzyłam fałszywe konto na Facebooku. Zapytałam, co o mnie myślą inni, i… wybuchła afera”. Bywa też tak, że ktoś nie chce istnieć na portalu społecznościowym i z tego powodu spotyka go odrzucenie ze strony kolegów, niezrozumienie. Ale zdarzały się dużo poważniejsze problemy, jak na przykład anoreksja czy cięcie się. Na szczęście dziś tego rodzaju listów jest już znacznie mniej.

Zdarza się, że ktoś zmyśla?

Zdarza się.

Jak to rozpoznać?

Gdy ktoś fantazjuje, wyczuwam od razu. Chociaż wiem, że świat jest pełen historii, które nie mieszczą się w głowie.

Odpisujesz na taki list?

Takiej osobie piszę, że jego opowieść wydaje mi się mało prawdziwa i że jeśli zmyśla, to zajmuje czas, jaki mogłabym poświęcić komuś z prawdziwymi problemami. Ale w końcu i tak odpowiadam – uczciwie i na całego. Czasem potem dostaję e-mail: „Przepraszam”.

A który z tych tysięcy problemów okazał się najtrudniejszy?

Kiedyś dostałam list od pewnej gimnazjalistki. Opisała wręcz nieprawdopodobną historię. Ogromne zawirowania w rodzinie. Potem schodzenie na złą drogę. Alkohol, narkotyki… To, co opisywała, było straszne. I to był jedyny przypadek, kiedy chciałam się spotkać z piszącą osobą. Sprawa była zbyt poważna. Gdy ją zobaczyłam, wiedziałam, że pisała prawdę. Pamiętam, że w intencji tej dziewczyny prosiliśmy o modlitwę siostry karmelitanki.

Wiesz, co się z nią stało?

Wyszła z tego. Dziś jest dorosłą kobietą. Jesteśmy ze sobą w kontakcie.

Modlisz się za tych, którzy piszą do Ciebie?

Tak. Często sami proszą o modlitwę. Zdarza się, że czytam list, w którym ktoś pisze o jakimś poważnym problemie, i od razu przerywam na chwilę, by pomodlić się za tę młodą osobę.

Miewasz stałych korespondentów, takich, którzy piszą latami?

Pewnie! Na przykład Gabrysia. Zaczęła pisać w 2005 roku. Chodziła wtedy do gimnazjum. Pamiętam jej pierwszy list. Był pełen rozpaczy i buntu, bo tata wyjechał za granicę do pracy. Do tej pory do siebie piszemy. I chyba mogę już mówić o przyjaźni. Przed swoimi rodzicami nigdy nie ukrywała, że do mnie mejluje. Zresztą pozdrawialiśmy się z rodzicami w tych listach. (śmiech) Pamiętam, jak poznała swojego męża. Od pewnego czasu modliła się o dobrego chłopaka. I… była oburzona, że Matka Boża tak długo zwleka. (śmiech) Któregoś dnia napisała o kimś, kto stoi na Mszy obok niej, a ona tylko widzi jego nogawki. (śmiech) Po jakimś czasie poznali się bliżej. Dziś są małżeństwem i spodziewają się dziecka.

Łatwiej jest doradzać dzieciom niż dorosłym?

Cenię u dzieci i młodzieży to, że jeśli proszą o pomoc, to chętnie ją przyjmują. Inaczej z dorosłymi. Dorośli mają swoje zdanie. I biada, gdy ktoś próbuje je zmienić. (śmiech)

Żeby dobrze odpowiedzieć, trzeba dobrze wiedzieć. Skąd wiesz, co odpowiadać?

Z życia – w rodzinie, w kręgu znajomych. Z doświadczenia kilkudziesięciu lat pracy w szkole, kontaktu z uczniami i absolwentami.

A Twoi uczniowie prosili Cię o życiowe rady?

Zdarzało się, że chłopcy i dziewczyny, których uczyłam, pisali do mnie, ukryci pod jakimś pseudonimem, dziś powiedzieliby: nickiem. Pamiętam pożegnanie pewnej szóstej klasy. Podszedł do mnie jeden z ojców. „Jestem domowym informatykiem” – uśmiechnął się. „Wszystko czytałem. Dziękuję pani”.

A kto doradzał nastolatce Izie Paszkowskiej?

Miałam ciocię o dwadzieścia lat starszą. Pomagałam jej przy małych dzieciach. Ciocia traktowała mnie jak dorosłą. Przy niej wylewałam wszystkie żale. Myślę sobie, że teraz zwracam jej dług, robiąc to samo – przede wszystkim słuchając i próbując zrozumieć.

Czy listy, które dostajesz, zawsze są takie krótkie jak te w „Małym Gościu”?

Zwykle są o wiele dłuższe. Muszę je skracać, żeby zmieściły się na dwóch stronach w gazecie. Cieszę się, kiedy zarówno ci młodsi z podstawówki, jak i ci starsi z gimnazjum czy liceum piszą obszerne listy. Wtedy mogę sobie tego młodego człowieka lepiej wyobrazić, zrozumieć go, wczuć się w jego sytuację. Chłopcy i dziewczyny, nie wstydźcie się pisać długich listów!

Przysyłają zdjęcia?

Nie tylko zdjęcia, obok fotografii pytanie: „Która z nas trzech wygląda najbardziej dojrzale?”. (śmiech)

Jakie pytania Cię zdziwiły?

Zdarzały się na przykład pytania o zadanie z polskiego czy o to, jak napisać wypracowanie. Czasami nastolatki przysyłają swoje opowiadania. Dostałam nawet dwie całkiem spore powieści. Najstarsi nieraz piszą po to, żeby podzielić się swoimi przemyśleniami. Niektórzy, choć wyrośli już z „Małego Gościa”, wciąż do mnie piszą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.